koŃczyŁam trzeciĄ klase zawodowĄ kiedy poznaŁam mojego mĘŻa. od razu wpadŁ mi w oko wiedziaŁam Że coŚ z tego wyjdzie.byŁa to moja pierwsza prawdziwa miŁoŚĆ.ja mieszkaŁam w maŁej
Byli tacy piękni, zadbani i uprzejmi do bólu… Denerwowali mnie. Zwłaszcza że stać ich było na filety z łososia, francuskie sery i inne fanaberie. Na mnie czekał w domu chleb ze smalcem i najtańsze parówki. No i pijany ojciec. Gdy zaczął zaglądać do kieliszka i robić awantury, wiedziałam, że czas na wyprowadzkę.
Witam serdecznie! Jestem 2 lata po rozwodzie i wychowuję 15- letniego syna. Mam problem, bo nie wiem jak się zachować. Były mąż ciągle powtarza dziecku, że mama jest głupia, że to ona wywoływała awantury i dlatego się rozwiedliśmy. Rozwód był z winy męża, bo miał kochankę, ale oczywiście nie powiedział synowi prawdy.
I udało jej się — opowiada 41-letnia Kinga. Oto historie kobiet, których życie teściowe zamieniają w piekło. Teściowe z piekła rodem. "Chciała uwieść własnego syna". Jedna
Zdecydowałam się o tym napisać, tylko dlatego, że już sama nie wiem, czy mam rację. Mój mąż nie chce odwiedzać moich rodziców i ciągle szuka wymówek. Zanim się pobraliśmy, wydawało mi się, że ich polubił. Co prawda, nie przyjeżdżał do mojego rodzinnego domu zbyt często, jednak zawsze był miły i uśmiechnięty.
Wiek: 40. Odp: Święta - mąż nie chce jechać na Wigilię do moich rodzicow. No widzisz. A ja nie wyobrażam sobie abym stawiał kogokolwiek ponad swoją żonę, bo to z nią dzielę troski i zmartwienia. Tak, rodzice mogą nie być najważniejsi, jeżeli związek w który się wstępuje, traktuje się całkiem poważnie.
4BQzI. Witam serdecznie! Depresję można zdiagnozować wówczas, kiedy objawy świadczące o chorobie trwają co najmniej dwa tygodnie. Do symptomów depresji zalicza się: obniżenie nastroju, utratę zainteresowań, zwiększoną męczliwość, spadek koncentracji uwagi, niską samoocenę i małą wiarę w siebie, poczucie winy, pesymistyczne widzenie przyszłości, myśli i czyny samobójcze, zaburzenia snu i zmniejszenie apetytu. Jeżeli obserwuje Pani u siebie kilka z powyższych objawów depresyjnych, które utrzymują się co najmniej 14 dni, warto byłoby się skonsultować ze specjalistą. Niewykluczone jednak, że to, czego Pani doświadcza, nie jest depresją, a po prostu reakcją na trudną dla Pani sytuację życiową. Jest Pani młodą mężatką, która najprawdopodobniej oczekiwała, że po ślubie będzie z mężem spędzała każdą wolną chwilę, że będzie wspaniale, bez kłótni itp. Tymczasem rzeczywistość jest zupełnie inna. Mąż długo pracuje, po pracy jedzie od razu do ojca, by zajmować się ślimakami i na tym tle dochodzi między Wami do spięć. Mało się widujecie, a każda obietnica męża wcześniejszego powrotu do domu spełza na niczym. Do tego wszystkiego dochodzi rozczarowanie faktem, iż nie udają się Państwu starania o dzidziusia. Jest Pani rozżalona, sfrustrowana, rozczarowana, może nawet trochę zła i zagniewana na męża. Rozumiem Pani uczucia. Co można w tej sytuacji zrobić? Po pierwsze, zachęcałabym Panią do szczerej rozmowy z mężem, ale bez tonu oskarżycielskiego, np.: „Dla Ciebie ślimaki są ważniejsze niż własna żona”. Być może Pani mąż nie traktuje tych ślimaków wcale jako metody na biznes i zarobienie jakichś pieniędzy, ale jest to dla niego pasja, której z przyjemnością się oddaje i której lubi poświęcać swój wolny czas. Być może cieszy się, kiedy angażuje się Pani w pomoc przy tych ślimakach. Problem polega na tym, że muszą Państwo wynegocjować dla siebie własne potrzeby, uzgodnić je, dojść do kompromisu. Proszę postarać się spokojnie powiedzieć mężowi o swoich emocjach i oczekiwaniach, np.: „Słuchaj, przykro mi, kiedy późno wracasz do domu. Praktycznie się nie widujemy. Czuję się samotna w domu, odtrącona. Chciałabym spędzać z Tobą więcej czasu, a kiedy Cię proszę o to, Ty ignorujesz moje prośby”. Proszę zapytać również, czego oczekuje od Pani mąż. Może on wcale nie chce, by siedziała Pani sama w domu, może wolałby, by wychodziła Pani z koleżankami, spotykała się ze znajomymi na mieście itp.? Jeżeli rozmowa nie zda rezultatu, proszę pomyśleć o wsparciu z zewnątrz, np. o wizycie w poradni małżeńskiej. Jesteście Państwo młodym małżeństwem i myślę, że ten jeden z pierwszych kryzysów da się zażegnać przy odrobinie dobrej woli z obu stron. Zachęcam, by zajrzała Pani pod poniższe linki: Pozdrawiam i życzę powodzenia
Użytkownik4217809 Dołączył: 2020-11-19 Miasto: Bzzz Liczba postów: 224 5 czerwca 2021, 10:37 Pytam , bo uważam że ciągłe utyskiwania mojej mamy są nie na miejscu. Wprowadza mnie jsk zwykle w poczucie winy, że nie przyjeżdżam do niej ciągle. Jest to 500 km. Czyli 7 h pociągiem lub samochodem. teraz pretensje że nie wziełam piątku wolnego żeby do niej przyjechać na 4 dni. To mój urlop do cholery! Właśnie dlatego nie wziełam żeby nie jechać... bywam 2 x na rok na 2 dni bo więcej nie wytrzymam i mi sie nudzi, bo to nie moje życie... Mama ma partera z którym ciągle coś robi na działce. Mój brat mieszka 10 km od niej ale też widzą się raz na 2 mies. Ale ciągle mówi że by chciała mieć córke przy sobie.. (Po co? Jeszcze są sprawni...) mam rację czy powinnam spokornieć? Rozmawiam przez tel raz na 3 dni całkiem długo. Dołączył: 2014-03-31 Miasto: Olsztyn Liczba postów: 8290 5 czerwca 2021, 10:48 spokornieć nie, porozmawiać tak a do tego potrzeba odporności i dojrzałości emocjonalnej Dołączył: 2015-04-11 Miasto: Kraków Liczba postów: 532 5 czerwca 2021, 10:55 wg mnie nieważne jaka to relacja, partnerzy, przyjeciele, rodzic-dziecko - chęć spotkania powinna wychodzić z obu stron, więc nie rozumiem pretensji twojej mamy i zmuszania do brania urlopu. Jasne, może być jej przykro, ale ty decydujesz jak spędzasz swój wolny czas (jeśli akurat planowałas urlop i czas dla siebie to jej pretensje są niestosowne). Z drugiej strony wizyty 2x w roku na 2 dni to mnie wg trochę mało (biorąc pod uwagę dzieląca was odległość) ale to moja subiektywna opinia, jeśli wasza relacja nie jest zbyt zażyła to nie widzę potrzeby zmuszać się do częstszych odwiedzin (chociaż z drugiej strony piszesz, że macie częsty kontakt tel). Ja z moimi rodzicami widze się średnio raz na 2msc po 2-3dni, 100km odległości. Wcześniej zawsze dogadujemy termin wizyty, przeważnie moi rodzice wychodzą z inicjatywą odwiedzin. Użytkownik4217809 Dołączył: 2020-11-19 Miasto: Bzzz Liczba postów: 224 5 czerwca 2021, 11:22 wg mnie nieważne jaka to relacja, partnerzy, przyjeciele, rodzic-dziecko - chęć spotkania powinna wychodzić z obu stron, więc nie rozumiem pretensji twojej mamy i zmuszania do brania urlopu. Jasne, może być jej przykro, ale ty decydujesz jak spędzasz swój wolny czas (jeśli akurat planowałas urlop i czas dla siebie to jej pretensje są niestosowne). Z drugiej strony wizyty 2x w roku na 2 dni to mnie wg trochę mało (biorąc pod uwagę dzieląca was odległość) ale to moja subiektywna opinia, jeśli wasza relacja nie jest zbyt zażyła to nie widzę potrzeby zmuszać się do częstszych odwiedzin (chociaż z drugiej strony piszesz, że macie częsty kontakt tel). Ja z moimi rodzicami widze się średnio raz na 2msc po 2-3dni, 100km odległości. Wcześniej zawsze dogadujemy termin wizyty, przeważnie moi rodzice wychodzą z inicjatywą odwiedzin. dziękuję . z rozmowami przez tel czy whatssap nie mam problemu. Widzimy się przez kamerkę. Mogę wrócić do swoich obowiązków po rozmowie. ja od zawsze nienawidzę spać poza domem i skręca mnie jak mam to robić. Tym bardziej że nie jest to mój rodzinny dom tylko partnera mamy. 2 x po 2 dni to mAło wiem, ale bywało częściej i nadal słyszałam wyrzuty ( najlepiej to żebym rzuciła pracę i wszystko i z nią zamieszkała..). Dołączył: 2007-02-06 Miasto: Liczba postów: 10561 5 czerwca 2021, 11:43 nie ma regul kto z kim i na ile powinien sie spotykac, to dotyczy tez rodzicow. Ja widzialam sie z rodzicami nie za czesto mimo ze mieszkalismy 24 km od siebie. Kazdy ma swoje sprawy, zycie , obowiazki i u mnie nikt nie narzekal. Mama pracowala duzo i miala swoje sprawy, tak jak dzieci musza umiec odciac pepowine , rodzice tez powinni. Teraz ja jestem tez w sytuacji ze dzieci sa daleko i widzimy sie naprawde za malo, ale kazdy wie ze to nie takie proste, bo odleglosc, bo ograniczone urlopy i nikt nie marudzi. Tesknimy, rozmawiamy na kamerze i widzimy sie srednio raz w roku, byly lata ze i to nie udawalo sie. Szczerze nie znosze i nie rozumiem takich matek jak twoja. Dołączył: 2021-04-25 Liczba postów: 324 5 czerwca 2021, 12:32 Nie bylam od wakacji 2019 ale ja mieszkam za granica. W tym roku tez Nie przylece, za rok tez nie chce. pola299 5 czerwca 2021, 15:03 zapraszaj matkę z jej partnerem do siebie i ty bądź animatorem czasu w sposób jaki lubisz. Ciliegiaa 5 czerwca 2021, 16:03 Masz racje, przecież na dobrą sprawę wcale nie musisz tam jeździć, jeśli nie czujesz takiej potrzeby emocjonalnej i źle się tam czujesz. Po prostu trochę asertywności i tyle, nie musisz się nikomu tłumaczyć przecież ze swoich planów i swojego urlopu. Ja mam akurat o tyle nietypowo, że mnie wychowywali głównie dziadkowie ( tzn. tata i dziadkowie, po śmierci taty dziadkowie) i to ich traktuje jako dom rodzinny. Mam do nich jakieś 760 km i jeżdżę różnie, czasem jest rok, gdzie jestem u nich 3 x w roku po 3-5 dni, a czasem mam rok taki jak teraz, kiedy mamy czerwiec dopiero a ja już byłam 3 razy własnie po te 3-5 dni. Zawsze jak jadę zostaje 3-5 dni, bo na krócej mi się nie opłaca patrząc na odległość, a więcej nie jestem w stanie wytrzymać z nimi pod jednym dachem, mimo, że ich bardzo kocham - mam podobne odczucia, nie moje życie, nie moja mentalność i w ogóle wszystko nie moje. Jeżdżę bo chcę, bo ich kocham i czuję taką potrzebę, dlatego staram się aby te 3 x w roku to było takie minimum i dotychczas chyba tylko raz mi się nie udało ( 2 lata temu byłam tylko raz na cały rok na Święta, ale miałam dużo pracy). Jeśli chodzi o matkę, to przez wiele lat mieszkałyśmy w innych krajach i jeździłam do niej 1-2 razy w roku, teraz mam do niej 400 km i jeżdżę raz na dwa-trzy lata bo zwyczajnie nie czuję potrzeby by jeździć częściej. Dołączył: 2021-01-29 Miasto: Otwock Liczba postów: 507 5 czerwca 2021, 18:44 Mieszkam 3h drogi od rodziców i jestem raz na 1-2msc. I jeżdżę głównie ze względu na mamę, bo nie chcę jej smucić, chociaż nie mam potrzeby się spotykać z rodzicami. Mój facet ostatnio był z pół roku temu, ma do swoich 5h jazdy. I też jeździ z musu. Moja mama i tata nie lubią takich rozrywek jak ja lubię więc ciężko coś razem wymyślić. To trudne kiedy chcesz mieć czas dla siebie, ale musisz te wolne poświęcić i jechać do rodziców. Rozumiem twoją sytuację. Dołączył: 2016-06-20 Miasto: Berlin Liczba postów: 434 5 czerwca 2021, 21:30 A ona nie może przyjechać? Jeśli piszesz że jest sprawna. Ja cię dobrze rozumiem- nie każdy ma super relacje z rodzicami i też odległość powiększa problem-moja przyjaciółka ma godzinę drogi jedzie na obiad/święta , na noc wraca do siebie...to rozumiem że jest czesciej. Ja widziałam się z mamą w wakacje ...potem pandemia, ograniczenia na granicach....no i nie chciałam jechać póki się nie zaszczepia, teraz już czekam aż sama się zaszczepie. Parcia nie mam, i co więcej psychicznie że mna lepiej z mniej intensywnym kontaktem. podobnie z teściową. Po roku to się nawet za nimi stęskniłam , z chęcią pojadę latem. Chyba tak lepiej niż na siłę? Ale serio polecam zaproszenie mamy-raz że może cię zrozumie lepiej jak przyjdzie je pokonać kilometry, spać na cudzym itd dwa to ty zorganizuje aż czas, może jej się spodoba jak go lubisz spędzać? I w ogóle zmiana i wyjście ze schematu bywa dobre.
Dołącz do Forum Kobiet To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ... Strony 1 Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź Posty [ 14 ] 1 2011-02-03 14:37:26 rozdarta19 Niewinne początki Nieaktywny Zawód: przedsiębiorca Zarejestrowany: 2011-01-09 Posty: 5 Wiek: 30 Temat: Zostawiłam męża,mieszkam z dzieckiem u rodziców...Witam wiele Waszych historii i mogę przyznać szczerze ,że lepiej się poczułam gdy zdałam sobie sprawę ,że nie tylko mnie przydarzyła się taka straszna sytuacja w załamana , moje życie straciło zupełnie za mąż z wielkiej miłości. Nie było w naszym otoczeniu drugiej takiej pary. Gdy go poznałam pracował fizycznie zarabiał jak normalny przeciętny pracowałam w sklepie spożywczym. Kochałam go codziennie mocniej byliśmy dla siebie z pracy. Później wszystko potoczyło się jak w bajce mój ukochany dostał super pracę , zrobiliśmy wspaniałe wesele- bajka. Po ślubie przeprowadziliśmy się do mieszkania w którym mąż mieszkał z bratem i matką. Zaczął coraz częściej wyjeżdżać w delegację coraz częściej byłam w ciążę miałam problemy dużo czasu spędziłam w szpitalu. Był ze mną opiekował się mną bardzo troskliwie , dziewczyny w szpitalu mi się córcia i wszystko zaczęło się psuć. Kłótnie bardzo często prowadziły do tego że uciekałam do rodziców i po jakimś czasie wracałam i tak w kółko obiecywał że się zmieni i nic z się o różnych wyskokach męża ciągłym imprezowaniu w pracy piciu koleżankach i innych rzeczach , które wyprawiał mój mąż w delegacji. Ja siedziałam u rodziców zostawiłam roczne dziecko pod opieką rodziców aby iść do pracy utrzymywałam dom a mój mąż imprezował nie dawał mi żadnych pieniędzy- ciągle ich nie miał, choć jak się okazało okłamywał mnie ile zarabiał zupełnie nie wiem dlaczego- do domu przyjeżdżał żeby zmienić koszule na czyste i wyspać się. Cierpiałam coraz bardziej. Jednak brnęłam coraz bardziej. doszło do tego że wyciągałam pieniądze z kasy w sklepie i dawałam mu na wyjazdy( sklep mam z siostrą na spółkę).W końcu odeszłam i minęło już siedem miesięcy. Mieszkam u rodziców na początku było mi bardzo ciężko- tęskniłam bardzo płakałam w poduszkę nie sypiałam po nocach nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Mój mąż balował pił spotykał się ze znajomymi odnawiał stare znajomości. Doszło nawet do tego że jakaś jego koleżanka na jednym z portali społecznościowych wyznała mu robić postępy choć to zajęło mi mnóstwo czasu zanim podjęłam każdą z decyzji. Poszłam do sądu , przyznano mi alimenty- choć i tak ich nie płaci. Mam teżrozdzielność majątkową z mężem, bo ma straszne długi. Ostatnio znów zrobiłam krok do przodu poszłam do komornika po alimenty. I co? Mąż się obraził nie odzywa się wogóle- nie wspomniałam że nie widział dziecka ponad miesiąc choć drzwi domu moich rodziców nigdy nie były dla niego zamknięte. Teściowa też jest na mnie zła , zresztą nic dziwnego trzyma stronę swojego jest mi łatwo teraz przedemną wiem czy dam radę, ale z drugiej strony jakie życie może mnie czekać z takim człowiekiem jak on. Teraz juz wiem że nigdy mnie nie kochał a ja śmiało mogę powiedzieć że nadal coś do niego czuję, ale czy nie zasłużyłam sobie na szacunek miłość i oddanie drugiej osoby? Zresztą uważam że każda kobieta na to zasługuje. 2 Odpowiedź przez malwinaka9 2011-02-03 16:39:29 malwinaka9 Zaglądam tu coraz częściej Nieaktywny Zarejestrowany: 2011-01-30 Posty: 10 Wiek: 24lata Odp: Zostawiłam męża,mieszkam z dzieckiem u rodziców...cześć po przeczytaniu twojej historii naprawdę się wzruszyłam i myślę że dobrze zrobiłaś nie ma co się poświęcać dla takiej osoby która zaniedbuje własną rodzinę napewno jest ci ciężko ale dasz radę masz dziecko a to największy skarb na świecie pozdrawiam 3 Odpowiedź przez jeangrey1 2011-02-03 17:44:29 jeangrey1 Słodka Czarodziejka Nieaktywny Zarejestrowany: 2009-12-12 Posty: 173 Wiek: 22 Odp: Zostawiłam męża,mieszkam z dzieckiem u rodziców...i tak dalej:)Kobieto masz siłę:)Jesteś boska 4 Odpowiedź przez Selene1 2011-02-03 17:54:34 Selene1 Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2011-02-01 Posty: 12,645 Wiek: 26 Odp: Zostawiłam męża,mieszkam z dzieckiem u rodziców... To jest wlasnie odpowiedzialnposc facetow - nie wszystkich, ale jak widac znajda sie takie pajace (przepraszam za okreslenie), ktorym wszystkiego sie odechciewa pod wplywem pewnych sytuacji. Dobrze, ze stajesz na nogi i dajesz rade! Oby tak dalej, nie poddawaj sie, na pewno znajdziesz jeszcze jakiegos faceta , ktory naprawde pokcha Ciebie i coreczke:) a nim sie nie przjemuj, jak widac nie warto, nie dorosil w ogole skoro mimo malzenstwa, dziecka imprezuje, To co to za ojciec i facet? nie rozumiem i ja na Twoim miejscu postapilabym dokladnie tak samo! Igor ur. 3400g, 54cm 5 Odpowiedź przez nikaa1982 2011-02-03 20:01:29 nikaa1982 Szamanka Nieaktywny Zarejestrowany: 2010-10-19 Posty: 271 Wiek: 34 Odp: Zostawiłam męża,mieszkam z dzieckiem u rodziców...Podjęłaś trafną decyzję. Widać, że jesteś dobrą i wartościową osobą. Życzę Ci powodzenia w życiu... i nie wycofuj się ze swojej decyzji 6 Odpowiedź przez amazonka740 2011-02-03 20:30:34 amazonka740 Cioteczka Dobra Rada Nieaktywny Zarejestrowany: 2011-01-13 Posty: 335 Odp: Zostawiłam męża,mieszkam z dzieckiem u rodziców...Cześć- najgorsze jeszcze przed tobą ale myśle ,że dasz przejmuj się tym co mówią inni teściowa zawsze powie że to twoja wina. Trzymaj się mocno, masz prawo do normalnego życia i pamiętaj- po rozwodzie też można być zalamuj 7 Odpowiedź przez Mercedeska 2011-02-03 20:39:48 Mercedeska Netbabeczka Nieaktywny Zarejestrowany: 2010-09-23 Posty: 485 Wiek: 28 Odp: Zostawiłam męża,mieszkam z dzieckiem u rodziców... Gratuluje Ci odwagi, naprawde powinnas teraz zadbac o siebie i córke. Juz stworzyłyscie swój lepszy swiat i tak mysl!! Bo choćby człowiek był nie wiadomo jak dzielny, czasami czuje sie bardzo samotny.... 8 Odpowiedź przez Małgorzatka 2011-02-04 09:51:51 Małgorzatka 100% Netkobieta Nieaktywny Zarejestrowany: 2009-11-14 Posty: 1,263 Wiek: 30 Odp: Zostawiłam męża,mieszkam z dzieckiem u rodziców... Szkoda, że tak niewiele jest kobiet, które potrafią walczyć o siebie, swoje szczęście. Jest dużo historii na tym forum, w których kobiety piszą: Nie odejdę, bo: on sobie nie poradzi, nie mam dokąd, jest dziecko i w końcu... ja go kocham. Życzę dużo siły. Odwagę już masz, bo nie bałaś się sprzeciwić mężowi. Miłość to nie pluszowy miś ani kwiaty, to też nie diabeł rogatyAni miłość kiedy jedno płacze, a drugie po nim miłość to żaden film w żadnym kinie, ani róże ani całusy małe dużeAle miłość kiedy jedno spada w dół, drugie ciągnie je ku górze (Happysad) 9 Odpowiedź przez Olka1234 2011-02-04 12:20:23 Olka1234 Mój jest ten kawałek podłogi Nieaktywny Zarejestrowany: 2011-01-24 Posty: 79 Odp: Zostawiłam męża,mieszkam z dzieckiem u rodziców...jedno mnie zastanawia, to nic ze zmienil prace, ale dlaczego zaniedbal Ciebie i pozwolil zebys odeszla? zawsze myslalam, ze jak pojawi sie dziecko, to zwiazek jest tzw. zapieczetowany. Przykro mi ze musialas odejsc.. ale ta tez w zyciu bywa, nie jestes przeciez sama masz rodzicow, corcie, to Ci da sile na dalsze zycie. Pracowalam u komornika, wiem jak dziala system alimentacyjny, gdybys kiedys nie wiedziala co zrobic, to napisz do mnie. Napisalas ze maz sie na Ciebie obrazil, a dlaczego? Za to ze nie daje Ci pieniedzy na dziecko? Jak nie daje dobrowolnie, to teraz bedzie musial dawac na sile bo sad i komornik sie nim zajma... Ty sie nie martw. Widze ze jestes silna osoba, sama zdecydowalas sie odejsc z domu, od meza. Postawilas juz pare krokow w dobra strone, i tego sie trzymaj. Moze w Twoim zyciu pojawi sie ktos inny? 10 Odpowiedź przez Olka1234 2011-02-04 12:23:51 Olka1234 Mój jest ten kawałek podłogi Nieaktywny Zarejestrowany: 2011-01-24 Posty: 79 Odp: Zostawiłam męża,mieszkam z dzieckiem u rodziców...aropo tesciowej, olej.. ona bedzie zawsze za syneczkiem, a nie ukrywam tego ze jak by miala troche rozumu w glowie przegadala by synusiowi do rozumu! Trzymam kciuki. 11 Odpowiedź przez Miłość ma być magnesem 2011-02-05 11:48:54 Miłość ma być magnesem Niewinne początki Nieaktywny Zarejestrowany: 2011-02-05 Posty: 1 Odp: Zostawiłam męża,mieszkam z dzieckiem u rodziców...Witam, ja też jestem w podobnej sytuacji. Jestem rok po ślubie i mam wrażenie że osoba za którą wyszłam w ogóle nie przypomina mi człowieka z którym związałam się parę lat temu. Mój mąż jest strasznie nieodpowiedzialny, niesłowny, w ogóle nie mogę na nim polegać. Mamy półrocznego synka, myślałam że jeśli chodzi o wychowanie dziecka to będę mogła na niego liczyć, grubo się pomyliłam, nie zna potrzeb dziecka, o głupią paczke pampersów muszę go prosić parę dni. Mam duży problem z finansami bo sama nie pracuje, a mój mąż zarabia ponad 3 tysiące miesięcznie i nie wydaje na mnie ani złotówki i ciągle powtarza że nie ma pieniędzy. Myślę ze jego obowiązkiem jest utrzymanie mnie i naszego dziecka. On jednak jest innego zdania, powiedział mi że będzie rządził swoimi pieniędzmi jak będzie chciał. Niedawno dowiedziałam się że spłaca kredyt, o którym mi nigdy nic nie mówił. Jest strasznym maminsynkiem, wcześniej gdy nasz synek miał jakieś dwa, trzy miesiące mój mąż wolał posiedzieć sobie z mamusią niż ze mną i dzieckiem, najchętniej oprawił by sobie ją w ramkę. Traktuje mnie dużo gorzej niż swoje rodzeństwo, ja nie mogę dotykać jego samochodu za to jego brat jeździ nim non stop albo np. gdy potrzebowałam na suszarkę do włosów musiałam z nim uprawiać sex a on na drugi dzień zafundował swojej siostrze wycieczkę. Miałam już tego dosyć i wyprowadziłam się do moich rodziców. Jest mi teraz lepiej, bo wcześniej przy moim mężu byłam kłębkiem nerwów, strasznie mnie denerwował, nie szanował mnie i poniżał. Ma straszne pretensje do mojej siostry i rodziców o to że nie kazali mi z powrotem do niego wrócić. Teraz niby trochę się zmienił, i chce żebyśmy znowu razem zamieszkali ale już straciłam do niego zaufanie i wydaje mi się że to tylko chwilowe i że on się nigdy nie zmieni. Wiem że coś jeszcze do niego czuję i chciałabym stworzyć z nim normalną rodzinę ale się boję. On nie może mi nic gwarantować i niczego nie mogę być przy nim pewna, bo boje się ze to za chwilę okaże sie kłamstwem. Nie wiem co mam robić...liczę na jakąś radę, chce poznać zdanie innych na ten temat. Mam dopiero 22 lata i nie chcę sobie marnować życia na samym początku i muszę wziąć pod uwagę przyszłość mojego dziecka. Co zrobić? 12 Odpowiedź przez rozdarta19 2011-02-06 00:44:28 rozdarta19 Niewinne początki Nieaktywny Zawód: przedsiębiorca Zarejestrowany: 2011-01-09 Posty: 5 Wiek: 30 Odp: Zostawiłam męża,mieszkam z dzieckiem u rodziców...Jesteście super popłakałam się nie wiedziałam że można dostać tyle wsparcia . Jesteście super jestem silna i tego życzę Wam wszystkim abyście potrafiły być silne i pewne każdej decyzji jakie podejmujecie w życiu. Pozdrawiam serdecznie. 13 Odpowiedź przez fenix 2011-02-06 10:55:37 fenix Przyjaciółka Forum Nieaktywny Zarejestrowany: 2009-08-30 Posty: 866 Wiek: 36 Odp: Zostawiłam męża,mieszkam z dzieckiem u rodziców...Ja mam trochę na odwrót mąż się wyprowadził i zostawił mnie i syna ale cała reszta wypisz wymaluj jak u mnie, podziwiam cię za siłę za odwagę bo mi teraz jest ciężko i to bardo. Dzięki tak silnym kobietom jak ty inne mają nadzieję. Posty [ 14 ] Strony 1 Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź Zobacz popularne tematy : Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności © 2007-2021
Prosiłem, błagałem żonę: „Nie jedź!”. Nie posłuchała. Marzyły jej się wielkie pieniądze. No i ona je pewnie ma. A my...? Kiedyś, przed laty, Danuta Rinn śpiewała piosenkę „Pieniądze szczęścia nie dają”. Te słowa tak bardzo pasują do dzisiejszego świata, w którym przyszło nam żyć. Wystarczy rozejrzeć się tylko wokół siebie, gdziekolwiek mieszkamy, przyjrzeć się naszym rodzinom lub posłuchać rozmów w swoim miejscu pracy, to zaraz zrozumiemy, ile jest nieszczęścia i łez z powodu dużych pieniędzy. Jak ogromna zazdrość zapanowała wśród naszych rodzin, pośród polskiego społeczeństwa, gdzie pieniądz zdominował wszystkie wartości ludzkiego życia, gdzie stawiany jest na pierwszym miejscu – a z taką postawą szczęścia się raczej nie zazna. Kilkanaście lat temu poznałem Kasię Bardzo ładną dziewczynę pochodzącą z wioski oddalonej od mojej o kilka kilometrów. Z widzenia znałem ją jeszcze w liceum. Chodziliśmy ze sobą ponad cztery lata. Ja już wtedy pracowałem jako majster u mojego ojca na budowie. Kasia myślała o studiach, ale później zrezygnowała z tego pomysłu. Podjęła pracę w sklepie odzieżowym i to zajęcie jej się spodobało. Byłem tak zakochany w mojej Kasieńce, że świata poza nią nie widziałem. Inne dziewczyny, czy to na zabawie tanecznej, czy prywatce, mogły dla mnie nie istnieć. Dziś, po latach, nie mogę uwierzyć, że tak mogło być. – Nie mieliśmy przed sobą żadnych tajemnic, nigdy nie było między nami nawet małego nieporozumienia – mówię często kolegom, jeśli chcą mnie jeszcze słuchać. No tak, ale miłość miłością, a życie toczy się swoimi torami... Moja Kasia mieszkała na wsi, wraz z rodzicami. Jej starszy brat założył rodzinę i wyjechał do miasta za pracą. Rodzice Kasi mieli małe gospodarstwo i ładny piętrowy dom. Zawsze byli mi bardzo życzliwi. Naprawdę, takich teściów to ze świecą szukać. Po czterech latach szczęśliwego narzeczeństwa postanowiliśmy z Kasią wziąć ślub. Zarówno jej rodzice, jak i moi byli z tego powodu bardzo zadowoleni. Mój tata na lewo i prawo chwalił się, jaką to będzie miał ładną i sympatyczną synową. A mama zachwycała się jej kulinarnymi zdolnościami. Po uzgodnieniu wszystkich szczegółów z rodzicami Kasi i moimi rozpoczęliśmy przygotowania do wesela. Zorganizowaliśmy huczną imprezę – taką, o jakiej zawsze marzyłem – na 200 osób. Trwała dwa dni, bo i na poprawinach goście tańczyli do północy. Po pięknym weselu zaczęliśmy nasze wspólne życie. Zamieszkaliśmy z Kasią u jej rodziców, na piętrze. Oboje pracowaliśmy i szczęśliwie płynął nam czas w małżeństwie. W wolnych chwilach urządzaliśmy sobie wycieczki do różnych ciekawych miejsc. Oboje bardzo lubiliśmy góry i przyrodę. A raz wyjechaliśmy nawet nad Morze Śródziemne. Wtedy naprawdę chciało się żyć. Tak mijały tygodnie i miesiące. Rok po ślubie urodził nam się syn. Imię wybieraliśmy wspólnie z rodzicami Kasi i moimi. Było z tym trochę kłopotu, bo każdy uważał, że jego propozycja jest najlepsza. W końcu wszyscy uznaliśmy, że najpiękniejszym imieniem dla naszego synka będzie Kacperek i tak został zapisany w urzędzie. Chłopak bardzo szybko rósł i zanim skończył rok, zaczął już chodzić. Lubiłem się nim chwalić w rozmowach z kolegami. Po trzech latach małżeństwa Kasia urodziła śliczną dziewczynkę. Znowu narada rodzinna, jakie imię wybrać, jakie będzie najlepiej pasować do naszej córeczki. W końcu zdecydowaliśmy się na Kingę. Ciągle w pracy pokazywałem kolegom zdjęcia dwójki moich ślicznych pociech. Dziadkowie też oszaleli na punkcie wnucząt. Zarówno jedni, jak i drudzy bardzo nam pomagali, nieraz podejmując się nawet całodziennej opieki na maluchami. Gdy dzieci trochę podrosły, moja żona zaczęła myśleć o powrocie do pracy. Przeglądała oferty w Internecie, zaglądała na „Facebooka” i „Naszą klasę”, rozmawiała z koleżankami ze szkoły. W końcu doszła do wniosku, że najlepiej dla niej i dla naszej rodziny będzie, jeśli wyjedzie na jakiś czas za granicę. Mówiła, że tylko w ten sposób uda nam się podreperować budżet, wyremontować dom i zmienić samochód na większy i nowszy. Od początku nie pochwalałem tego wyjazdu – Musisz być zawsze przy mnie i przy swoich dzieciach, twoje miejsce jest przy nas, bez ciebie życie rodzinne straci sens – mówiłem żonie. Zresztą nie tylko ja próbowałem Kasię przekonać, aby zrezygnowała z zamiaru wyjazdu. Robili to także jej rodzice i moi. Trwały bardzo długie rozmowy, wszyscy namawialiśmy Kasię, żeby podjęła pracę w kraju. Nawet wydawało mi się, że udało nam się ją przekonać, bo przez kolejne tygodnie nie podejmowała tematu. Już się cieszyłem, że zrezygnowała ze swojego pomysłu. Niestety, pewnego razu po przejrzeniu wpisów na Facebooku i rozmowie z jakąś koleżanką, Kasia powiedziała: – Kochanie, pojadę, zarobię i wrócę. Moi i twoi rodzice będą ci pomagać w opiece nad dziećmi, już z nimi rozmawiałam. Czas szybko minie, a pieniążki się przydadzą. Nigdy tu takich nie zarobię. Zobaczysz, nie będziesz żałował, i potem jeszcze będziesz mi dziękował, że się na to odważyłam. I co ja mogłem zrobić? Siłą ją powstrzymać? Mimo mojego sprzeciwu Kasia zaczęła szukać ofert pracy za granicą, które by jej odpowiadały. Dotąd szukała, aż znalazła. – Włochy, opieka nad starszą panią – oświadczyła mi. – Na trzy miesiące. Prosiłem Kasię, żeby się jeszcze zastanowiła. – Jak ja sobie poradzę z dziećmi bez ciebie? – brałem ją na litość. – Nie wyjeżdżaj, nie psuj naszego szczęścia. Nie słuchała... Kacperkowi i Kindze nic nie mówiła o wyjeździe. Zresztą byli jeszcze za mali, żeby to zrozumieć. Ja też tak naprawdę nie zdawałem sobie sprawy, jak to jest, kiedy zabraknie żony, a zwłaszcza matki małych dzieci. Tymczasem Kasia, po załatwieniu wszystkich formalności, czekała na telefon z informacją, kiedy ma jechać. W końcu nadszedł ten dzień. Pożegnała się z z rodzicami i ze mną. Dzieci jeszcze spały. Nie budziła ich. Może i lepiej, przynajmniej oszczędziła im płaczu. Na początku wszystko było w jak najlepszym porządku. Pracowałem jak dawniej, a dziećmi zajęli się rodzice Kasi. Moi też często przyjeżdżali. Jakoś się kręciło. Pewnie, że były trudności. Nie wiedziałem, jak się zaplata warkoczyki Kindze, co Kacper je na śniadanie, gdzie jest pościel na ich małe kołderki… Ale jakoś, wspólnymi siłami, dawaliśmy sobie radę. Kasia przyjechała po trzech miesiącach, przywiozła trochę kasy, ale też poinformowała nas, że za tydzień wraca do Włoch, bo tak się umówiła. Nie pomogły rozmowy z rodzicami i płacz dzieci. Wyjechała ponownie. I tak to trwało dwa lata. Moja żona wyjeżdżała i wracała. Fakt, że dzięki zarobionym przez nią pieniądzom nasz dom wypiękniał. Ale co z tego, skoro brakowało w nim Kasi. W pewnym momencie zacząłem się na dobre niepokoić, bo żona rzadziej dzwoniła, a nasze rozmowy były jakieś dziwne, inne niż wcześniej... Tłumaczyłem sobie, że może tam coś z pracą jest nie tak i ona nie chce mi tego mówić, żebym się nie martwił. Rodzice Kasi też twierdzili, że ich córka jest ostatnio nieswoja. W pracy koledzy uspokajali mnie: – Tysiące Polaków wyjeżdża za granicę, młodzi, starsi, żony, mężowie – dorabiają się i wracają. To mi dodawało otuchy. Kilka dni później doznałem szoku. Zadzwoniła Kasia i jak gdyby nigdy nic w rozmowie oświadczyła mi: – Słuchaj, na razie nie wracam, wytłumacz to jakoś wszystkim. Z początku nie wiedziałem, czy mówi poważnie, czy to jakiś głupi żart. Ale wkrótce dotarło do mnie, że Kasia nie żartowała, bo... przestała odbierać telefony! Dzwoniłem, nagrywałem się na pocztę, dzieci się nagrywały... Nie robiło to na niej żadnego wrażenia. Zadawałem sobie pytanie, co się stało i nie mogłem uwierzyć, że moja Kasia może tak podle postąpić – porzucić rodzinę. Mniejsza już o mnie, ale zostawić własne dzieci?! Jak miałem im wytłumaczyć, że ich mamusia nie wróci? Były jeszcze malutkie, w wieku przedszkolnym, cokolwiek bym im powiedział, zrozumiałyby tylko tyle, że mama ich nie chce, nie kocha... Nie potrafiłyby pojąć, dlaczego tak się stało. A ja nie umiałem im tego wytłumaczyć, bo sam nie rozumiałem tej sytuacji. Byliśmy z Kasią bardzo dobrym małżeństwem. Cieszyliśmy się sobą i dziećmi. Śmierci bym się prędzej spodziewał niż takiego obrotu sprawy. Nie dawałem za wygraną, dzwoniłem do żony kilkanaście, a może nawet kilkadziesiąt razy dziennie. W końcu usłyszałem w słuchawce jej głos. – Nie dzwoń więcej – powiedziała. – Mnie też nie jest łatwo. – Kasiu! – krzyknąłem. – Wracaj, wszyscy czekamy na ciebie, dzieci czekają! Odpowiedzią był płacz, a potem się rozłączyła Nie rozstawałem się z komórką. W nocy zrywałem się ze snu, bo zdawało mi się, że dzwoni. Żyłem nadzieją, że Kasia zmieniła zdanie i wróci. „Na pewno kiedyś zmądrzeje” – myślałem. Nie zadzwoniła i nie odebrała już więcej żadnego z moich telefonów. Minęło pięć lat. Kasia nie wraca. W rodzinie zaczęły się nieporozumienia i kłótnie. Ja mam pretensje do rodziców Kasi, że zrujnowała życie mnie i naszym dzieciom. Moich rodziców też ta sytuacja bardzo dotknęła. Nie wiem, co teraz ze mną będzie, gdzie będę mieszkał, czy mam odejść z dziećmi od rodziców Kasi? Ale dokąd pójdziemy? Dzieci są do dziadków bardzo przywiązane i nie są winne, że my – dorośli – nie możemy się dogadać. Miało być tak pięknie, a jest tragedia trzech rodzin. Jak mam pracować i żyć, kiedy sytuacja mnie przerasta? Jakże prawdziwe są te słowa, że pieniądze szczęścia nie dają. Tak mało mówi się o skutkach wyjazdu za granicę – liczy się tylko ekonomia, a nie rodzina. Niech moja smutna opowieść będzie ostrzeżeniem dla innych... Krystian, 37 lat Czytaj także: „Wyglądam jak słoń! Nie żałuję, że urodziłam Marysię, ale nie mogę już na siebie patrzeć!” „Sąsiadka chciała UKRAŚĆ moje dziecko. Jak mogłam być taka naiwna?!” „Sama wychowuję synka. Jego ojciec odszedł od nas, bo... znalazł kogoś nowego. I to pół roku temu! Gdy nasze dziecko miało 6 miesięcy – on wchodził w nowy związek. "
„ – Wpadłeś w szał, kiedy dowiedziałeś się, że po drugim porodzie za namową lekarzy rozważam założenie spirali. – Jesteś niedojrzałą egoistką! – wrzeszczałeś. – To nie ty powinnaś decydować o tym, czy mamy mieć dzieci, czy nie”. Nie ma dnia, abym o tobie nie myślała. Dziwne, że po tym wszystkim, co zdarzyło się między nami, wspominam tylko dobre chwile. Twój uśmiech, sposób, w jaki odgarniałeś włosy z mojej szyi, albo to, jak mnie przytulałeś, gdy przysiadałam obok ciebie na kanapie. W najmniej oczekiwanych momentach przypominam sobie twoje żarty rzucane dla rozładowania napięcia, bukiet polnych kwiatów, który wręczyłeś mi na wieść o pierwszym dziecku, czy wieczorny spacer we dwoje, gdy przytłoczeni problemami z budową domu przestaliśmy nawet marzyć o chwili dla siebie. Każdego roku w twoje urodziny idę nad rzekę, w miejsce, gdzie dawniej zabierałeś mnie na spacer, i palę znicz za twoją duszę. Wolę ten kawałek porośniętego trzcinami brzegu od ponurego nagrobka, który kazali mi dla ciebie postawić. – Choćby symbolicznie – prosiła teściowa, kiedy wzbraniałam się przed podjęciem decyzji. – Choćby dla dzieci… – przekonywała moja mama. – Żeby miały dokąd przyjść we Wszystkich Świętych. I dla nas… Rodzinie i ogółowi społeczeństwa było to potrzebne, więc po przepisowych pięciu latach poszukiwań wymusili na mnie, abym sądownie uznała twoją śmierć. Pocieszali, że policja i specjalne organizacje i tak nie zaprzestaną swoich działań, ale porządek musiał być, zwłaszcza prawny. Nie pragnęłam na własność naszego domu ani horrendalnie wielkiej działki Miałam dość szarpaniny z pożyczkami i żebrania po urzędach, żeby wystarczyło mnie i trójce naszych dzieci na chleb. Każdego dnia po twoim odejściu marzyłam tylko o jednym – żeby zasnąć i obudzić się w ciasnym mieszkanku po babci, w którym spędziliśmy najpiękniejsze lata naszego małżeństwa. Ale nie ma już tamtego miejsca i życia. Chciałeś być jak inni – mieć dużą rodzinę, ładny dom na przedmieściach i dobry samochód. Zbywałeś moje obawy, nie przejmowałeś się, kiedy mówiłam, że wolałabym poprzestać na jednym dziecku i codzienności bez kredytu. Obróciłeś w żart mój ból, gdy po ciężkim, kilkunastogodzinnym porodzie Łucji odmówiłam rodzenia kolejnego dziecka. Wpadłeś w szał, kiedy dowiedziałeś się, że po drugim porodzie za namową lekarzy rozważam założenie spirali. – Jesteś niedojrzałą egoistką! – wrzeszczałeś. – To nie ty powinnaś decydować o tym, czy mamy mieć dzieci czy nie! Wtedy jeszcze łudziłam się, że można ci przemówić do rozsądku. Przecież jeszcze niedawno potrafiliśmy czytać w swoich myślach… Po pierwszym gwałcie straciłam złudzenia W miarę jak rosły mury naszego domu, ty stawałeś się coraz bardziej agresywny i apodyktyczny. Wycierałeś sobie usta Bogiem, żeby zamknąć moje. „Taka jest twoja powinność” – szeptałeś mi do ucha, zmuszając do uległości. Janka jest owocem gwałtu. Staram się być dla niej dobrą matką, wiem, że niczemu nie zawiniła, lecz mimo szczerych chęci nie potrafię kochać jej równie mocno jak pozostałej dwójki. Rodząc ją, omal nie wykrwawiałam się na śmierć, uszkodziłam sobie wzrok i organy kobiece. Janka jest silna i niezwykle inteligentna. Ona wie, wyczuwa szóstym zmysłem, że między nami dwiema zdarzyło się coś złego. Zabroniłam wspominać komukolwiek o porodzie i przyczynach mojej niepełnosprawności, ale ona, mimo zaledwie dziewięciu lat, potrafi czytać między wierszami. Trzyma mnie na dystans i czasami patrzy na mnie tak, jakby znała prawdę nie tylko o swoim poczęciu… W zasadzie po tylu latach nieobecności dzieci przestały już o ciebie pytać. Owszem, zerkają na twoje zdjęcie ustawione na kredensie w gościnnym pokoju, czasami wspomną twoje imię, ale sprawiają wrażenie, jakby oswoiły się z naszym życiem we czwórkę. Nigdy nie należały do wylewnych, więc trudno odgadnąć, co czują naprawdę. Ta niepewność sprawiała, że długo nosiłam w sobie poczucie winy. Uwolniło mnie dopiero niedawne wyznanie najstarszej Łucji, że dobrze nam bez ciebie. „Tak normalnie” – dodała wyraźnie onieśmielona. Uśmiechnęłam się nieznacznie, chcąc dodać jej otuchy i podziękować za szczerość. Mateusz pogłaskał jej dłoń, tylko Janka swoim zwyczajem pozostała zdystansowana, przyglądając się uważnie całej naszej trójce z końca stołu. „Co ty sobie myślisz, córeczko? – przebiegło mi przez głowę. – Będziesz go szukać, gdy dorośniesz, czy zapomnisz o nim i o nas?”. Nie skończyliśmy domu, wciąż mieszkamy w niewykończonych murach, bo przygwożdżeni pożyczkami nie możemy z niego uciec. Nawet gdy bank pod presją opinii społecznej umorzył wdowie z trójką dzieci część kredytu budowlanego, pozostały nam jeszcze inne długi. Jak ten za samochód czy dodatkowe ary działki. Może gdyby nie ta jałowa ziemia, udałoby nam się uciec? Ale ty wymyśliłeś sobie, że stworzysz sad albo wykopiesz stawy. „Trzeba się uniezależnić, mieć coś swojego” – mówiłeś, krocząc po skąpo porośniętej trawą łące, chociaż nie znałeś się ani na sadownictwie, ani tym bardziej na hodowli ryb. Nie wiem, jakim cudem udało ci się dostać te kredyty, ale serce mi pękło, kiedy otworzyłam list z informacją o naszym zadłużeniu. Choćbym harowała 30 lat, nie byłabym w stanie spłacić wszystkich naszych pożyczek, a przecież już wtedy byłam rencistką. Nasz związek umierał na raty, ale wyciąg z konta z zadłużeniem i twoja kolejna samowola stały się początkiem jego rzeczywistego końca. Trzymając przed sobą papier z zestawieniem naszych horrendalnych rat, poczułam się jak więzień z dożywociem i po raz pierwszy zażądałam wyjaśnień. Wtedy też po raz pierwszy poznałam siłę twoich argumentów Zbiłeś mnie tak, że długo nie mogłam się podnieść, i ostrzegłeś, że będziesz robił to częściej, jeśli dalej zamierzam podważać twoje kompetencje. Zamilkłam przerażona tym, do czego jesteś zdolny. Nie chciałam być twoim workiem treningowym, a tym bardziej wychowywać dzieci w domu pełnym przemocy. Milczałam więc, gdy na różne sposoby zmuszałeś mnie do posłuszeństwa. Nie protestowałam, widząc jak nasze jeszcze niewykopane do końca stawy porastają perzem. Chowałam dumę do kieszeni, gdy dzieci dodzierały po sobie ubrania kupione w lumpeksie, a nasze mamy podrzucały nam obiady, byśmy mogli dotrwać do pierwszego. Może trwałabym w tym stuporze dłużej, gdybym pewnego dnia nie usłyszała twojej rozmowy z bratem. Żaliłeś mu się przez telefon na swoje życie. Mówiłeś, że masz dość mnie i rosnących długów. Snułeś wizje najprostszego rozwiązania, czyli ucieczki Chciałeś zniknąć z naszego życia. Wyjechać gdzieś sam i zacząć wszystko od nowa. Z nową kobietą i w innych okolicznościach. W pierwszej chwili wzięłam twoje słowa za kiepski żart albo oznakę załamania, ale kiedy później przeczytałam twoje wiadomości wysyłane do brata, zrozumiałam, że naprawdę chcesz nas utopić w bagnie, które sam nam stworzyłeś. Nie wściekłam się. Po latach zastraszania i ciągłego dyscyplinowania nie byłam w stanie okazać złości, więc najpierw poczułam odrazę, a potem zwyczajnie spanikowałam, gdy podczas spaceru wzdłuż jeziora powiedziałeś, patrząc mi prosto w oczy, żebym się nie wtrącała w twoje sprawy. Przycisnąłeś mi pięść do twarzy, kiedy ze łzami w oczach błagałam, abyś pomyślał o naszych dzieciach. Zacząłeś mnie szarpać, grozić, że utopisz mnie w tym jeziorze, a potem wmówisz wszystkim moją ucieczkę i jako samotny ojciec wyżebrzesz obniżenie, a nawet anulowanie większości pożyczek. Widziałam, że wyraźnie ucieszył cię ten nieoczekiwany pomysł, bo z furią chwyciłeś mnie za włosy i zacząłeś ciągnąć w kierunku wody. Oszołomiona, potrzebowałam czasu, żeby zrozumieć, co się dzieje, ale oprzytomniałam, kiedy moja twarz dotknęła tafli zimnej wody. Jakimś cudem wyswobodziłam się i kopnęłam cię tak mocno, że zatoczyłeś się do wody. Teraz ty wyglądałeś na zdezorientowanego, a to wystarczyło, abym rzuciła się na ciebie i przytrzymała cię pod wodą. Szarpałeś się, więc cię przydusiłam, stając na tobie całym ciężarem ciała. Byliśmy blisko brzegu, zaledwie kilka kroków dzieliło cię od życia, ale już nie wypłynąłeś. Nawet nie czułam zimna, kiedy przemoczona wciągałam cię w szuwary, napychając kieszenie twojej kurki kamieniami. Nie pamiętałam o zmęczeniu, gdy przyciskałam twoje wciąż unoszące się na wodzie ciało ciężkim kamieniem w nadziei, że coraz rzadsze w naszych stronach węgorze pomogą mi dokonać dzieła. W zasadzie nie czułam niczego, wracając do domu bocznymi ścieżkami Nie dbałam o spójność opowieści, ale ku mojemu zdziwieniu ludzie szybko uwierzyli, że pojechałeś do banku i już nigdy do nas nie wróciłeś. Nikt nie widział, jak wychodzimy na spacer, a dzieci zostawiliśmy na tydzień u dziadków w nadziei, że dostaną trzy ciepłe posiłki i wyśpią się w ogrzanych pokojach. Wieść o naszych zadłużeniach i twoich planach tylko uwiarygodniła moją historię. W naszym miasteczku rzadko zdarzają się morderstwa, a już na pewno nie w zwyczajnych rodzinach, więc nikomu nie przyszło do głowy, że spoczywasz na dnie jeziora, a ja też nigdy nie wróciłam w to miejsce. Zamiast żyć złymi wspomnieniami, wolę skupiać się na dobrych i pamiętać ciebie takim, jakim byłeś, gdy mnie jeszcze kochałeś. Uważam, że tak jest łatwiej i mnie, i dzieciom. Może nawet Jance, choć trudno ją wyczuć… Aneta, lat 39 Czytaj także: „Mój mąż jest o mnie chorobliwie zazdrosny. ŚLEDZI MNIE kiedy jestem z córką, a potem przekonuje, że martwił się o dziecko!” „Moje dziecko chodzi do państwowego przedszkola i jeździ na wakacje tylko raz w roku. Czuję się jak najgorsza matka!” „Jestem w drugiej ciąży, a w ogóle się z tego nie cieszę. Chciałam zająć się karierą i pasją, a teraz nic z tego!”
mąż ciągle jeździ do rodziców